Na miejsce dotarliśmy po ośmiu dniach. Zdziwiłem się, gdyż podczas trasy karmiono nas tak, abyśmy nie zasłabli. Zapewne chcieli, żeby ich „towar” wyglądał dobrze. Po rozmowie Wielkoluda z zarządcą targu, dwóch rycerzy zaprowadziło nas do klatki. Potraktowano nas jak zwierzęta! I to zwierzęta, które były co chwila oglądane, jak na jakiejś wystawie psów rasowych... Dotykano nas, a właściciela tego całego interesu pytano, czy jesteśmy zdrowi. Byliśmy, ale on o tym nie wiedział i w pewnym sensie kłamał.
Kolejną rzeczą, która tego dnia zdziwiła mnie, było pojawienie się pewnego, wyglądającego na niezbyt bogatego, człowieka. Zapytał on, ile kosztujemy:
- Ile za nich chcecie?
- Piętnaście sztuk złota i pięć srebrników za sztukę.
Mężczyzna przed kupnem nawet dobrze się nam nie przyjrzał.
- Wezmę oboje. Oto pieniądze...- Podszedł do klatki.- Chodźcie za mną.