II. Atak na Evonnee
Komentarze: 0
Ruszyliśmy za armią, ale nie mieliśmy szans na ich wyprzedzenie. Utrudniały to dwie rzeczy: zagęszczenie lasu (nie mogliśmy przecież wyprzedzić ich na gościńcu) oraz to, że oni pędzili na koniach. Wszystko może byłoby dobrze, gdyby nie to, że dwóch rycerzy odłączyło od reszty i zaczęło szukać czegoś w lesie. Widocznie usłyszeli, jak biegniemy... Razem z Corem i Assą skoczyliśmy w krzaki., aby ukryć się. Na wiele się to nie zdało, gdyż i tak zostaliśmy znalezieni. Szybko zdjąłem kuszę z pleców (tylko ja miałem broń) i strzeliłem w jednego z wojowników. Ten oberwał prosto w brzuch i spadł z wierzchowca. Podobno głupota nie boli... Kłamstwo! Drugie rycerz zamachnął mieczem wybijając mi kuszę z ręki, a przy okazji tworząc ranę, która miała pozostawić bliznę na mej dłoni do końca mego życia.
Po chwili dotarło w naszą stronę kilku innych ludzi, identycznie ubranych, jak ten, którego zabiłem. Rozstąpili się jednak, przepuszczając osobnika ubranego w złotą, wypolerowaną zbroję. Do tego wielkoluda (miał około dwa metry wzrostu) zbliżył się jeden z rycerzy stojących bliżej mnie.
- Co z nimi zrobić, panie?- spytał.
Kolos przyjrzał się nam. Nie widziałem jego twarzy, gdyż zasłaniał ją hełm. Jego oczy mówiły jednak wszystko...
- Związać. Sprzedamy ich na targu niewolników.
Dodaj komentarz