Zgodnie z obietnicą Wielkoluda (taki dałem mu przydomek), związano nas i pozostawiono w pobliżu miasta wraz z jednym strażnikiem. Usytuowano naszą trójkę tak, abyśmy musieli oglądać, jak nasze miasto zamienia się w płonące zgliszcza. Nie był to na pewno widok przyjemny, a nastrój pogarszały jęki i krzyki ludzi, wśród których były nasze rodziny...
Nasze zamyślenie o bliskich trwałoby pewnie jeszcze długo, gdyby Corowi nie udało się uwolnić. Rozwiązał swe ręce i zaczął oswobadzać Assę. Jego ruchy zauważył pilnujący nas rycerz.
- Co robisz smarku?!- warknął.
Oh, jaki mój przyjaciel był nierozważny! Zamiast udawać, że siedzi normalni, zaczął uciekać. Strażnik dogonił go i zranił śmiertelnie mieczem w szyję. Cor padł nieżywy...